piątek, 19 października 2012

psyche

Cześć Wam! Ok, nie wiem czy zauważyliście, moje notki zawsze zawierają w sobie jakąś nutkę pesymizmu. Dzisiaj postanowiłam zrobić mały wyjątek i napisać optymistyczną notkę. Akurat idealnie się złożyło. Jeśli coś Was męczy, nurtuję, martwi i nie daję spokoju to przypominam, że dzisiaj jest piątek! Zapewniam uśmiech gwarantowany, a jeśli to nie poskutkuj to pamiętajcie, że już jutro SOBOTA :) Idąc dalej tym tokiem myślenia doszlibyśmy do poniedziałku. Miała być optymistyczna notka, tak? No więc, wszystko można przyjąć z uśmiechem na twarzy. Potrzeba tylko odrobinkę samozaparcia i ...chęci. Skierujmy czasem nasz tok myślenia w przeciwną stronę. W poniedziałek czeka na nas szkoła, owszem, ale to właśnie dzięki niej możemy w przyszłości zdobyć Nagrodę Nobla. A czemu nie? Naszym podstawowym błędem jest po prostu brak motywacji.Postawmy sobie cel, który będzie nas motywował do pracy. Co za tym idzie? Witanie dnia nie zdaniem 'jeszcze pięć minut i wstaję', lecz 'im szybciej wstanę tym szybciej tu wrócę'. Nie mówmy 'muszę coś zrobić'. Mówmy 'chcę coś zrobić'. O tym już wiecie, że to co robimy pod przymusem sprawia nam większą trudność niż ta sama czynność wykonywana z własnej woli. Nie chcę brzmieć jak fragment, książki psychologiczno-naukowej, ale tak naprawdę jest! Wiem to po sobie. Uwielbiam książki Agathy Christie, są łatwe w odbiorze, czyta się płynnie, a zakończenie to zawsze jeden wielki BUM, dlatego je uwielbiam i planowałam przeczytać wszystkie. Jedną z jej powieści omawialiśmy na polskim, czyli musiałam ją obowiązkowo przeczytać, mus i tyle. I wiecie co? Nie miałam na to najmniejszej ochoty.Wolałam te książki, które nie są lekturą. Ciekawe i zarazem zabawne jak działa nasz umysł. Jeśli już mówię o mocach ludzkiego mózgu to wiecie, że podczas II wojny światowej, w obozach koncentracyjnych więźniom podawano lek i zapewniano, że złagodzi on ból. Po zażyciu płynu więźniowie potwierdzali jego skuteczność i deklarowali, że ból rzeczywiście jest mniej odczuwalny. Nie wiedzieli jednak o tym, że Niemcy podawali im wodę z solą... Ciekawe, prawda? Gdzieś o tym słyszałam. Tak jest po prostu skonstruowany układ nerwowy człowieka. My jako osoby rozumne, możemy nim manipulować i oszukiwać go, a w jakim celu? Chociażby po to, żeby przyjmować wszystko z uśmiechem,jak już wcześniej wspomniałam. Możesz wszystko, jeśli tylko chcesz! Nie musisz walczyć - Chcesz walczyć! Niech od jutra naszym przewodnim mottem będzie jedno, krótkie zdanie 'zasypiać usatysfakcjonowanym, budzić się zmotywowanym'. 

To chyba na tyle, gratulacje, jeśli dotrwałeś do końca. A ja zaraz udam się go miękkiego , baaardzo zachęcającego fotela z zamiarem pogłębienia swojej wiedzy, czyli zamiast Glamour dzisiaj Focus :) Jeśli pozytywnie, to pełna wersja. Dokładam Wam nasze zdjęcia z tego tygodnia. Sami oceńcie czy pasują do notki. Ja jestem przekonana, że tworzą idealnie spójny duet. Pogoda była fantastyczna! Złota, polska jesień! Zdjęcia (jak zawsze) - mnóstwo frajdy i dobrej zabawy :) 
ANN


Jeśli chodzi o mój zdjęciowy zestaw to postawiłam na luz, ale zupełnie inny niż wszystkim znany american-girl (nawiasem mówiąc, ten styl też bardzo lubię). Bluza, moje nowe znalezisko strychowe, czapka, bodajże taty?  Luźne bluzy, męskie T-shirty, leginsy, obcisłe rurki, trampki, czapki, śmieszne nadruki, koszule w kratkę - to uwielbiam! A, i żeby było tak bardziej hipstersko wyprostowałam włosy i o.






















Ja postawiłam na dawno już oklepane (ale nadal, moim zdaniem oczywiście, zdatne do noszenia)  zestawienie ciężkich butów z lekką spódniczką i to właśnie w takim wydaniu martensy podobają mi się najbardziej. Tak samo jak Ann pokusiłam się o dodatek zapożyczony od taty - w moim przypadku to bransoletka ze ćwiekami pamiętająca jeszcze szalone imprezy z lat 80, oczywiście teraz już tylko i wyłącznie moja :)
KATT















sobota, 13 października 2012

melancholia

Spadam w dół, ogarnia mnie nieprzenikniona ciemność. Nie mogę złapać równowagi, ani dojrzeć dna. Nagle słyszę irytujący, przytłumiony przez poduszkę dźwięk budzika. Uff, to tylko sen. Mówię sobie "jeszcze tylko pięć minut" i idę spać dalej. Drugie podejście. Odkrywam kawałek kołdry, wysuwam ręce, prawą, lewą i...nie, nie dam rady, rezygnacja. Podejście trzecie. Założenie: zerwać się z łóżka, najszybciej jak się da. 3, 2, 1 jest, udało się. Uchylam okno i czuje przyjemny rześki chłód. Potem szybko je zamykam, bo mam wrażenie że moja stałocieplność jest zagrożona, a w gęsiej skórce nie jest mi zbytnio do twarzy. Idę do szafy. Powoli, bo jest trzynaście po siódmej i moje szare komórki jeszcze drzemią w najlepsze, a łóżko ma wielką moc przyciągania. Muszę przedrzeć się przez labirynt różnorodnych rzeczy, które zalegają na podłodze. Ktoś idealnie to ujął, że podłoga to najniższa półka w pokoju - można na niej znaleźć dosłownie wszystko  Jeśli oprócz ubrań, plecaka, skarpetek, gazet, czy książek widzisz na niej kłęby kurzu albo tonę śmieci to znak że pora posprzątać. Wracając do mojego rytuału poranka, dochodzę do owej szafy, otwieram ją i stwierdzam, że nie mam się w co ubrać. W takich wypadkach najlepszym wyjściem byłaby opcja 'wyszukaj' , bo akurat chciałabym wbić się w swoje ulubione rurki i znoszoną bluzę. Dziesięć minut później, po udanych wykopaliskach w składowi zwaną szafą jestem zmuszona wykonać kolejny krok, a mianowicie w prawo zwrot i naprzód marsz do łazienki. Zimna woda i już mamy przynajmniej plus 10 do lepszego kontaktowania. Potem zahaczam kuchnię. Pochłaniam kanapki i piję aromatyczne kakao. Jak ja uwielbiam kakao z rana, działa jak środek na całe zło - osładza gorycz jesieni i całą swoją słodyczą sprawia, że mimowolnie się uśmiechamy. Chwilę beztroskiej błogości przerywa mi fakt, że jest za piętnaście ósma. W ciągu pięciu minut muszę ogarnąć włosy (dwa czy trzy ruchy szczotką w zupełności wystarczą) spakować książki, zeszyty no i oczywiście drugie śniadanie, włożyć kurtkę, owinąć się szczelnie szalikiem i wsunąć na wiecznie zimne stopy martensy. Jeszcze tylko standardowe "Cześć mamo!" i ruszam do szkoły. Tak mniej więcej wygląda u mnie poranek każdego zwyczajnego dnia. A jak przedstawia się popołudnie? Zaszywam się w cieplutkim pokoju, zakładam puchate skarpety, które kocham za ich totalny brak przyczepności do podłoża, piję coś ciepłego (kawa, kakao, cappuccino mile widziane), przestrzeń wypełnia muzyka, a miejsce obok pluszowy miś (tak, mam jeszcze pluszowego misia), Jack Sparrow, nieznośna siostra, boski Jude Law (tak z 10 lat wstecz) albo po prostu Ann :) Padło na Ann i jej pokój. Jako, że obydwie lubimy piec, postanowiłyśmy upiec babeczki. Wydawałoby się że ten rodzaj ciasta nie może nie wyjść. A jednak. Nie zapomnę naszych min, kiedy wyjmowałyśmy je z piekarnika. Tego smaku nie da się sprecyzować, po prostu zostawię to bez komentarza. Poległyśmy. Tak więc podsumowując - skarpety: są,  cappuccino: jest, wstrętne muffinki: obecne, foty: jak najbardziej tak. Ruszamy z postem!  

PS. dzisiejsze zdjęcia zostawiamy jako przedsmak czegoś porządniejszego i zdajemy sobie sprawę, że są pozbawione pasji, barwności i pomysłu (a przecież o to właśnie nam chodziło zakładając tego bloga :/ ) 
po prostu pare samojebek, z racji tego że dawno nie dawałyśmy tutaj znaku życia
bywajcie!
KATT












































 babeczki miały być takie pyszne, a okazały się papą przesiąkniętą tłuszczem, buee ;/